Życzenia

Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem. Ta prawda jest ponadczasowa. Ja na pewno nie rzucę…Ale miało być o życzeniach i to o tych świątecznych; chociaż nieco innych niż zwykle. Przede wszystkim życzę wszystkim, żeby nie prowokowali i nie dali się sprowokować – piję oczywiście do ostatniego przypadku z Pabianic. Śmierć kolarza, która spowodowana była – no właśnie czym? Co powoduje, że obecnie tak łatwo wyprowadzić nas wszystkich z równowagi? Wszechobecny stres, media które kreują styl macho i pokazują głównie przemoc bo to się sprzedaje, nasze tempo życia, adrenalina podczas wysiłku, co jeszcze,? Przecież nie mamy trzech żyć jak w pierwszej z brzegu grze komputerowej. Dlaczego nie zapala nam się czerwona lampka sygnalizująca konieczność wycofania się w odpowiednim momencie?  

Nie dajmy się sprowokować pomimo tego, że bardzo często racja jest po naszej stronie. Co z tego, że na rowerze pokażemy środkowy palec kierowcy z małym rozumem, skoro za chwilę on nas po prostu dogoni i rozjedzie albo wyjmie kij baseballowy z bagażnika bo będzie na prochach lub po alkoholu. Niewykluczone, że będzie chciał się popisać przed kolegami siedzącymi obok, którzy najprawdopodobniej nie zareagują żeby ostudzić emocje. Co z tego że racja będzie po naszej stronie, skoro nas już nie będzie albo zostaniemy kalekami. Musi być jakaś inna metoda na walkę z takimi osobami. Są do tego odpowiednie służby, chociaż chyba sobie z tą sytuacją nie radzą. 

O prowokowaniu łatwiej napisać niż to zrealizować w praktyce. Najgorzej jest na rowerze. Tutaj można teoretycznie zrozumieć irytację kolarza, który nie ma żadnej ochrony za wyjątkiem kasku, ale nie można jej usprawiedliwić.  Przynajmniej raz w roku mam sytuację krytyczną z zagrożeniem życia z winy kierowcy. W tym roku uciekałem do rowu przed kierowcą pick-upa w okolicach Koluszek gdy jechał na mnie z premedytacją, wyprzedzając na trzeciego i wiedział, że to ja muszę zwątpić, co też uczyniłem i wylądowałem w rowie.

Sami kolarze też nie są aniołkami. Ubiegłoroczne czołowe zderzenie peletonu z samochodem podczas treningu w okolicach Łodzi (peleton ściął lewy zakręt), gdzie zginął jeden z kolarzy, kilku zostało poturbowanych – wynikało z brawury tych pierwszych. Prędkości kolarzy to przeciętnie 35-45 km/h, z górki 60-70 km/h, sumarycznie, w przypadku zderzenia czołowego z samochodem daje to znacznie ponad 100 km/h. Nie mamy żadnych szans.  Jak wytłumaczyć rodzinie, że ktoś nie wrócił z treningu?. 

Rowerzyści też są nie bez winy i sporo z nich po prostu chyba nie zna przepisów ruchu drogowego. Ich zachowanie w obrębie skrzyżowań gdzie nagminnie nie stosują zasady ograniczonego zaufania jest delikatnie mówiąc mało odpowiedzialne. Kierowca powinien nas zauważyć ale z różnych powodów może tego nie zrobić – wcale nie musi to być celowe zachowanie.

Biegaczom również niewiele brakuje jeżeli chodzi o trzymanie nerwów na wodzy, chociaż konsekwencje ewentualnych spięć są zdecydowanie mniejsze. Nie tak dawno podczas maratonu w Warszawie poturbowali nieco nerwowego kierowcę samochodu, gdy ten chciał się przecisnąć na drugą stronę ulicy. Ok nie powinien tego robić, ale czemu bić? Przecież to ma być frajda z biegu.  Pomijam wyzwiska w kierunku biegacze – kierowcy i odwrotnie w centrach miast podczas dużych imprez bo jest „jakby standard”.

Boksy triathlonowe teoretycznie powinny być spokojne. Generalnie widać w nich uśmiech na twarzach zawodników, ale i tutaj nierzadko dochodzi do spięć o przestrzeń na bagaż w strefie zmian, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Nie da się ukryć że, adrenalina przed startem aż się wylewa z pianek. Podczas startu w wodzie niektórym puszczają nerwy, zwłaszcza jak ktoś przepływa ci po plecach.  Ale w wodzie jakby trudniej o dłuższą wymianę poglądów i brakuje stałego punktu podparcia…

Życzę wszystkim, żeby można rozgrywać biegi przy ograniczonym ruchu samochodowym bez napięć pomiędzy kierowcami i biegaczami. Startowałem w takich biegach (półmaratony) w Ustce i w Gnieźnie i uważam, że bieg był całkowicie bezpieczny, a kierowcy jechali wręcz wzorowo. Wyprzedzali jedynie na prostych i to gdy mieli całkowitą pewność że nie zmuszą biegaczy do zmiany kierunku, a ci też płynnie usuwali się w kierunku poboczy umożliwiając przejazd. Podobnie było na triathlonie  na Węgrzech podczas etapu rowerowego, gdzie kierowcy jechali obok ścigających się triathlonistów niejako w tempo, nie powodując żadnych niebezpiecznych sytuacji. W Bydgoszczy podczas IM już nie było tak bezpiecznie. Pamiętam jak pewna Pani zaczęła wyprzedzać bez wyobraźni grupę kolarzy, a z przeciwka jechała inna grupa. Jazda w tempie trzydzieści parę km/h do najbliższego zjazdu czyli w  praktyce 2-3 minuty było dla tej Pani za długo.

Nie odpowiadajmy agresją na agresję w końcu to tylko sport i mamy tylko jedno życie.

Krzysztof Józefowicz

trucht.com

Powiązane Posty